Jeśli ktoś jeszcze nie zagłosował w wyborach do Rady Kultury, może przekona go zapoznanie się z tzw. “panelem prezydenckim”. To była chyba najważniejsza – choć jeszcze dwie przed nami – debata podczas Wrocławski Kongres Kultury. Debata, która definiuje to w jakim momencie i w jakim miejscu – jeśli chodzi o kulturę – jesteśmy we Wrocławiu i co nas jeszcze czeka, bo padło w niej wiele słów i określeń, które dobitnie pokazują bardzo wrocławski charakter myślenia o kulturze, a który według wielu wymaga właśnie zmian.
Cieszę, się że to osoby spoza Wrocławia, kobiety – wiceprezydentka Warszawy Aldona Machnowska-Góra, oraz profesorka Agata Skórzyńska z UAM w Poznaniu, z dystansu TŁUMACZĄ I UŚWIADAMIAJĄ NAM pewne rzeczy, które powinny być oczywistością, ale o których w toku procesu chyba zapomnieliśmy MY, czyli aktywni obywatele Wrocławia – zarówno tzw strona społeczna jak i urzędnicy na czele z Prezydentem.
Wierzę, że zmiany są możliwe, a miejsce zniecierpliwienia, niechęci, przerzucania odpowiedzialności zastąpi dobrze rozumiany dialog, w którym dialogujące strony NIE NARZUCAJĄ treści i tematów dialogu i są otwarte na niego. Mamy z tym we Wrocławiu poważny problem. To jest dla mnie najważniejszy wniosek z Kongresu, i nawet jeśli jest on nie do końca optymistyczny, ale jest bardziej wartościowy bo jest autentyczny, prawdziwy i oddaje bardziej rzeczywistość, niż jakiekolwiek stwierdzenia, że jest fantastycznie.
Bo fantastyczne NIE JEST i jest to nasza WSPÓLNA ODPOWIEDZIALNOŚĆ.
Tym razem coś w innym formacie, Jeśli ktoś nie słuchał na żywo, zapraszam do podcastu z naszym dwugłosem z Paweł Jarodzkim na temat sprawy BWA.
O ile Paweł skupiał się na BWA i sytuacji sztuki współczesnej we Wrocławiu, to ja starałem się dopowiedzieć szerszy kontekst stanu i jakości procesu dialogu strony społecznej z Urzędem Miasta. Trzeba zauważyć, że dialog ten naznaczony jest występującymi co kilka miesięcy kryzysami, wynikającymi – w moim przekonaniu – z uporu urzędników do przeprowadzania konsultacji, uspołecznienia kultury głównie na swoich, z góry założonych warunkach, Oczywiście i na szczęście wiele z propozycji strony społecznej jest też przyjmowana (na przykład w temacie programu przyszłego Kongresu Kultury), ale odbywa się to często w atmosferze totalnego wzmożenia i upominania o wzięcie pod uwagę naszych racji. A czasem jest też tak, że mimo początkowego przyjęcia naszych propozycji np przegłosowanych podczas spotkań Grupy Kultura Wrocław a wypracowywanych miesiącami punktów regulaminu Rady Kultury, to i tak jedną decyzją i bez żadnego uzasadnienia, wytłumaczenia i konsultacji te propozycje są nagle zmieniane.
Tak jakby usiłowano nas ciągle zniechęcać, a priorytetem Urzędu było zachowanie dotychczasowego status quo, czyli zarządzania kulturą przez uznaniowość, brak transparentności i za pomocą przemocy symbolicznej. Więcej w audycji.
Warszawa ma nową politykę kulturalną określająca kierunki działań na najbliższe lata. Dokument został wypracowany z udziałem mieszkańców, artystek i artystów, aktywistów, pracowników instytucji kultury i tak dalej. To co jest dla mnie szczególnie cenne w tym dokumencie, to oprócz podkreślenia, że kultura jest ważna i ” że jest ona podstawą relacji społecznych i ważnym wymiarem rozwoju demokratycznego społeczeństwa” to ODWOŁANIE DO WARTOŚCI. Do wartości, które zresztą są bliskie są naszym 8 zasadom #8zasad#AkcjaKultura i których wprowadzenie postulujemy w zarządniu kulturą we Wrocławiu.
Warszawski dokument stawia celne diagnozy związane z zagrożeniem demokracji i jak ważne jest dla tejże demokracji właśnie kultura. Ale odwołanie do wartości takich jak : odpowiedzialność, otwartość, wolność różnorodność, z których wynikają określone w dokumencie zasady będące umową społeczna między władzami miasta a mieszkańcami:
– partnerstwa i współpracy
– neutralności
– jawności, przejrzystości i otwartej komunikacji
– pomocniczości
– odpowiedzialnego organizowania i publicznego mecenatu
– zasada oceny eksperckiej
– zasad zrównoważonego rozwoju
z których z kolei wynikają tak ważne rzeczy dla zarządzania kulturą jak transparentność czy brak uznaniowości, to krok milowy rozpoznania tego jak ważne są zasady i wartości w prowadzeniu polityk miejskich, a przede wszystkim to próba przezwyciężenia zaklętego kręgu, w którym ludzie władzy i ludzie kultury kręcili się w kółko czyli ciągłych i rytualnych sporów i walk o partykularne interesy, robienia polityki na kulturze, omnipotencji władzy, przemocy symbolicznej, w której zwycięża silniejszy. To próba zrozumienia skomplikowanej rzeczywistości w skomplikowanym świecie ale też próby wyjścia i rozwiązania tych problemów, które od lat toczą polską kulturę, również w wymiarze samorządowym.
Postulujemy stworzenie takiego dokumentu we Wrocławiu, szkoda, że miasto, które lubi się nazywać wyjątkowym i kulturalnym nie jest prekursorem takich działań. Obecny dokument “Kultura Obecna” jest dokumentem przestarzałym, nieaktualnym, w wielu miejscach prowizorycznym ale przede wszystkim NIE JEST DOKUMENTEM ETOSOWYM. Jeszcze przed niedoszłym Kongresem Kultury, mającym się odbyć w marcu, postulowaliśmy o nową, odważną strategię dla miasta, niestety nie podchwyconą przez urzędników. Ostatnio usłyszeliśmy wątpliwość: “kto się odważy napisać taką strategię”, zdanie, które wyraża raczej brak wizji i zachowawczość.
A odpowiedź na to jest jasna i zawiera się w tym jak pisany był dokument warszawski. Mam nadzieję, że ten przykład zadziała mobilizująco, i grudniowy Kongres Kultury będzie pierwszym krokiem do napisania dobrej strategi polityki kulturalnej dla Wrocławia, w której odwołanie do wartości będzie kluczowe. Jestem przekonany, że wiele osób ze strony społecznej, środowisk twórczych, artystek i artystów, przedstawicieli NGO i aktywistów, z chęcią dołączy się do tego procesu, a umowa społeczna, która dzięki temu zostanie zawarta zaowocuje przerwaniem sporów i osiągnięciem konsensusu w duchu otwartości i dialogu. Póki co zachęcam do przeczytania dokumentu warszawskiego:
Publikujemy notatkę ze spotkania przedstawicieli inicjatywy Akcja Kultura z dyrektorami Departamentu Spraw Społecznych miasta Wrocławia pp. Bartłomiejem Świerczewskim i Jackiem Plutą. Na spotkaniu, które odbyło się 26 czerwca w Urzędzie Miejskim, Akcję Kultura reprezentowali Izabela Duchnowska, Agnieszka Imiela-Sikora, Robert Chmielewski, Marek Gluziński, Marcin Hamkało i Tomasz Sikora.
1. Spotkanie trwało dwie godziny. Jego wyjściowym tematem była pilna potrzeba wznowienia dialogu urzędu i szeroko rozumianej strony społecznej w kluczowych sprawach bieżących dotyczących wrocławskiej kultury.
2. Aktywiści przedstawili swoją inicjatywę, wyjaśniając cel jej powstania i opisując udział Akcji w procesie uspołeczniania polityki kulturalnej Wrocławia, którego ważnym etapem ma być zapowiedziany na grudzień Wrocławski Kongres Kultury. Wyjaśniono także programowy charakter inicjatywy (8 zasad) i jej relacje wewnątrz szerokiego forum Grupy Kultura Wrocław.
3. Przedstawiciele Departamentu Spraw Społecznych przedstawili z kolei aktualny model zarządzania zadaniami magistratu w polu kultury i najważniejsze założenia strategiczne oraz bieżące plany miasta w tym zakresie. Za kreowanie polityki kulturalnej odpowiedzialny jest dyrektor DSS, który wobec niewyznaczenia wiceprezydenta odpowiedzialnego za kulturę, kluczowe decyzje uzgadnia bezpośrednio z prezydentem. Wydział kultury pełni funkcję wykonawczą, realizując dyspozycje DSS. Dyrektorzy potwierdzili także wolę stałej i daleko idącej współpracy ze stroną społeczną. Wyrazili jednocześnie niepokój wobec radykalizacji nastrojów środowiska widocznej w niektórych wystąpieniach medialnych, mediach społecznościowych czy podczas spotkań Grupy Kultura Wrocław.
4. Przedstawiciele Akcji bardzo stanowczo zaprotestowali przeciwko, ich zdaniem, pozorowanej i nieskutecznej konsultacji szeregu poszczególnych decyzji magistratu podejmowanych w ostatnich miesiącach. Dyrektorzy DSS wyjaśnili z kolei, że decyzje ws. przyszłości Biura Wystaw Artystycznych, konkursu na stanowisko wicedyrektora Wydziału Kultury i kilku innych omawianych spraw – nie mają charakteru ostatecznego i nadal będą konsultowane. Wstępne propozycje dotyczące nowej lokalizacji głównej siedziby BWA zostały oparte na analizie możliwości inwestycyjnych oraz bazowały na obserwacjach podobnych aktywności w innych miastach. Propozycje te nie były jeszcze konsultowane ze specjalistami w zakresie prezentacji sztuki współczesnej czy kuratorami. Konsultacje takie są planowane – do momentu powołania nowego dyrektora właściwym zespołem eksperckim jest zespół pracowników – kuratorów BWA.
5. Po omówieniu bieżących problemów komunikacyjnych (AK uważa politykę informacyjną miasta w sferze kultury za rażąco nieskuteczną) – obie strony postanowiły opracować harmonogram dalszych regularnych spotkań konsultacyjnych.
Akcja Kultura
Uwagi DSS do ww notatki:
ad 1 – Spotkanie z naszej strony nie mało tezy czy tematu, poza tym, że chcieliśmy zapoznać się z inicjatywą jaką jest AK i na wyraźną prośbę samej AK, dla której niewystarczający był fakt, że jej przedstawiciele byli uczestnikami wcześniejszych spotkań środowiskowych. Natomiast kwestia pilnej potrzeby wznowienia dialogu jest szczególną tezą AK, nasz pogląd jest taki, że dialog trwa, choć procesy były wstrzymane na ok jeden miesiąc z powodu COVID i braku możliwości realizacji spotkań w tradycyjnym trybie. Po upływie miesiąca rozpoczęliśmy cykliczne spotkania m.in. z szeroko rozumianą stroną społeczną – głównie online.
ad 2 – Dopytaliśmy o charakter tej inicjatywy, tzn. czy AK jest częścią GKW, grupą etosową (zasad i wartości), grupa interesu, czy organizacją strażniczą typu watchdog?
ad 4 – w odniesieniu do „pozorowanej konsultacji” występuje różnica zdań. Obszar konsultacji jest kwestią istotną dla całego procesu o tyle, że konsultacja, jeśli chodzi o obszar decyzji odnosi się wprost do prerogatyw innych podmiotów uprawnionych. Zatem ona musi mieć akceptację tych wszystkich, których to dotyczy, swoją precyzyjnie odniesioną właściwość przedmiotową, ramy oraz musi uwzględniać okoliczności, do których ma zastosowanie. Na spotkaniu mówiliśmy właśnie o okolicznościach.Kontekst konsultacji mamy przepracowany pod kątem systemowym z wieloma środowiskami, mamy wypracowane schematy i systemy działań, z kulturą wciąż nie mamy tego. Sprawa zakresu konsultacji z pewnością wymaga systemowego podejścia, rozwiązania i przepracowania, m.in. z WRK, grupami branżowymi. Nie jest sprawą rozwiązaną.
Nie zapowiadaliśmy konsultacji w związku z naborem na stanowisko zastępcy dyrektora WKL. Wyjaśniliśmy, że obecna zastępczyni, w związku z sytuacją epidemiczną, została zatrudniona do końca roku. Nie zapowiadaliśmy też dodatkowych konsultacji w sprawie BWA. Owszem, plan miejscowy dotyczący Kępy Mieszczańskiej będzie wyłożony i będzie podlegał dyskusji publicznej. Zatem i mieszkańcy będą mogli zgłaszać do niego swoje uwagi. Tak samo jak prace nad przestrzenią BWA w nowym budynku na Kępie będą przedmiotem ustaleń z nowa dyrekcją BWA i jeśli taka będzie potrzeba, BWA będzie mogła ten proces otworzyć na szerszy udział społeczności. My natomiast nie planujemy obecnie takich konsultacji i czekamy na rozstrzygnięcia w konkursie na dyrektora BWA. Decyzja zaś dotycząca przeniesienia siedziby BWA z dawnego pałacu z ul. Wita Stwosza jest decyzją podjętą.
ad 5 – Również zgodziliśmy się, że polityka informacyjna WKL jest niewystarczająca. Co więcej wyraziliśmy aprobatę dla pomysłu uruchomienia strony WWW zbierającej i prezentującej informacje w kontekście działań WKL. Rozumiemy, że w tej kwestii Biuletyn Informacji Publicznej jest niewystarczający. Za konieczne uważamy też ustalenie harmonogramu cyklicznych spotkań z AK. Kolejne jak rozumiemy odbędzie się we wrześniu.
Tym razem nie będzie listu jako takiego. Ale ponieważ bliska jest mi epistolarna forma przekazywania idei, racji ale również emocji, ten pomysł Paweł Jarodzki uważam za trafiony w punkt i tym bardziej zachęcam do skorzystania z niego. Zwłaszcza, że chodzi o ważną sprawę. To znaczy nawet nie siedziba BWA jest tu najważniejsza, a głównym problemem jest: jak przekonać deklaratywnie pro-obywatelskich włodarzy miast, odmieniających słowo “demokracja” przez wszystkie przypadki, do realnego dialogu i obywatelskiej partycypacji, a nie narzuconych z góry omnipotentnych rozwiązań i działań w stylu “jeśli głos obywateli nie idzie po naszej myśli, tym gorzej dla tego głosu”, będącej twórczym rozwinięciem zdania wypowiedzianego przez niemieckiego filozofa G.W.F. Hegla “Jeśli teoria nie zgadza się z faktami, tym gorzej dla faktów”. Istotne jest też to, że problem nie jest jednostkowy i dotyczy całokształtu zarządzania kulturą we Wrocławiu.
Na koniec dodam, że taka forma protestu ma długa tradycję. Frank Zappa pisał listy do Prezydenta Stanów Zjednoczonych w sprawach cenzurowania muzyki, a zaangażowanie artystów i ludzi kultury w obywatelskie i społeczne działania nie jest niczym dziwnym i niestosownym w naszych czasach. Wręcz przeciwnie. Bądźmy więc jak Frank Zappa
Udając się na wakacje w strefę offline i względnego braku kontaktu ze światem, nie spodziewałem się, że po powrocie zastanę w swojej “skrzynce” pocztówki wakacyjne, obrazujące równie pochyłą toczącej się sprawy BWA, a szerzej kryzysu zarządzania kulturą we Wrocławiu. Liczyłem na refleksję, zatrzymanie się, próbę sięgnięcia po narzędzia dialogu i rozmowy. Ale być może jest tak jak sugerował Prezydent Wrocławia Jacek Sutryk: jeśli ktoś , jakaś grupa społeczna lub środowisko nie mają realnej politycznej siły, Urząd Miasta nie będzie brał realnie pod uwagę jej postulatów..
Artyści i działacze kultury nie maja takiej siły bo jej mieć nie powinni, to znaczy największą siłą sztuki może być krytyczne odniesienie się do władzy w momencie gdy władza działa wbrew obywatelom albo ignorując ich zdanie, a robi to poprzez różne narzędzia z katalogu artystycznego wyrazu. Warunkiem najważniejszym jest jednak patrzenie na zjawiska z dystansem (choć niekoniecznie bez emocji) i nie wchodzenie w jakikolwiek mariaż i układ polityczny z władzą. Oczywiście jest to trudne ale w systemach demokratycznych możliwe, ponieważ w takim systemie szczególną odpowiedzialnością i obowiązkiem polityków nie jest wysłuchiwanie li TYLKO środowisk dysponujących realną polityczną siłą i wpływem ale wszystkich obywateli, a szczególnie tych, którzy takiej siły nie mają, choć często dysponują innymi przymiotami, na przykład są specjalistami, ekspertami i praktykami w swojej dziedzinie.
W każdym razie sprawy BWA ciąg dalszy, a na linii czasu zmierzającej w dół do krawędzi znajdują się kolejno:
8 LIPCA – uchwała Rady Osiedla Stare Miasto opiniująca negatywnie wniosek Wydziału Nabywania i Sprzedaży Nieruchomości (Dział Przygotowania Nieruchomości do Obrotu Cywilnoprawnego) dotyczący opinii w sprawie sprzedaży ww nieruchomości oraz poparcie stanowiska Akcji Kultura o zatrzymanie sprzedaży i wypracowanie kompromisu poprzez dialog z mieszkańcami
14 LIPCA – stanowisko BWA, w sprawie BWA, z której jasno wynika, że za stan BWA odpowiadają w dużej mierze wieloletnie zaniedbania ze strony urzędników, a obecna narracja DSS i WK jest przerzucaniem całej odpowiedzialności na kończącego kadencję dyrektora
16 LIPCA – następuje otwarcie budynku Concordia Design na Wyspie Słodowej, a w wywiadzie radiowym Prezydent Sutryk stwierdza, że budynek WS7 to wzór pod nową siedzibę BWA. na Kępie Mieszczańskiej, uruchamiając przy okazji wszystkie niedobre duchy wspomnień procesu partycypacji związanych z Kamienica na Wyspie Słodowej sprzed kilku lat, w skutek których strona społeczna została wyprowadzona w pole a WS7 więcej ma teraz wspólnego z kulturą biznesu niż z kulturą prospołeczną i miastotwórczą. W ten sposób rodzą się obawy, że nie tylko bryła budynku WS7 jest wzorem dla sprawy BWA ale również metody prowadzenia “dialogu” w tej sprawie
21 LIPCA – kuriozalna odpowiedź zastępcy Dyrektora Departamentu Spraw Społecznych na uchwałę Rady Osiedla Jacka Pluty, w której urzędnik stawia zarzuty Radzie Osiedla, że wydała negatywną opinie bez dodatkowych konsultacji z Urzędem, W gruncie rzeczy sprawa sprowadza się o tego, że Urząd wysłał takie a nie inne dokumenty o sprzedaży Pałacu Hatzfeldów, prosząc o ich zopiniowanie, a na których podstawie RO podjęła negatywną uchwałę, a później ma pretensje, że Rada nie poprosiła o więcej dokumentów, stwarzając w ten sposób niebezpieczny dla demokracji samorządowej – której najmniejszymi jednostkami są we Wrocławiu Rady Osiedli – precedens obniżania prestiżu i roli RO w całej strukturze samorządu. Czyli jeśli opinia byłaby pozytywna wszystko było by w porządku ale skoro jest negatywna, pojawia się zarzut niekompetencji Radnych i nacisk ze strony urzędu.W gruncie rzeczy to jest igranie z demokracją na najniższym ale najważniejszym bo obywatelskim poziomie
21-27 LIPCA – akcja PR-owa miasta w celu udowodnienia, że wszystko jest w porządku, a strona społeczna, artyści, Rada Osiedla nie mają racji. W jej ramach opublikowano artykuł na portalu miejskim, w którym miasto opisuje jak “dba” o sztukę współczesną, podawane jest szereg liczb i kwot co może wyglądając uspokajająco dla laików ale w opinii specjalistów ten obraz wcale nie jest taki różowy. Następnie w “Gazecie Wyborczej” ukazuje się bardzo dziwny wywiad z dyrektorem DSS Bartłomiejem Świerczewskim, w którym podaje on nieprawdziwe dane i fakty. Dyrektor twierdzi na przykład, że po przeniesieniu na dworzec PKP, BWA podwoiła frekwencje, okazuje się, że wg danych BWA jest właśnie odwrotnie, frekwencja spadła o połowę.
24 LIPCA – artykuł w “Gazecie Wyborczej”, w którym wielu przedstawicieli środowisk twórczych ocenia decyzje władz, a z ich wypowiedzi można wyciągną jeden wniosek: UM całkowicie zamknął się na dialog zarówno przed wydaniem decyzji o przeniesieniu BWA jak i teraz, mimo ogólnopolskiego kryzysu wizerunkowego – listu dyrektorów galerii miejskich sztuki współczesnej z całej Polski (https://wroclife.pl/nasze-miasto/bwa-wroclaw-siedziba/) opinii środowisk artystycznych nie tylko z Wrocławia itd. – brnie z uporem godnym lepszej sprawy, podkreślając i wzmacniając wszelkie dotychczasowe negatywne cechy zarządzania wrocławską kulturą: OMNIPOTENCJE, UZNANIOWOŚĆ, FASADOWOŚĆ DZIAŁAŃ, PRZEMOC SYMBOLICZNĄ, POZORNĄ PARTYCYPACJĘ, NIEUMIEJĘTNOŚĆ WZIĘCIA NA SIEBIE ODPOWIEDZIALNOŚCI I PRZYZNANIA SIĘ DO BŁĘDÓW
poniżej list-sprostowanie Pawła Jarodzkiego w sprawie BWA, który kończy zdaniem, pod którym również i ja chciałbym się podpisać:
“Jednocześnie zapewniam solennie, że moja i kilku innych osób aktywność w tej sprawie nie ma na celu zaszkodzenia komukolwiek, ani uzyskania jakiś niejasnych korzyści. Chcemy pomóc ponieważ bardzo zależy nam na naszym Mieście i jego Kulturze.”
W filozofii znane jest pewne logiczne zagadnienie nazywane paradoksem omnipotencji albo inaczej paradoksem wszechmocy. W skrócie sprowadza się ono do pytania: “Czy byt wszechmogący mógłby stworzyć kamień tak ciężki, że nawet on sam nie mógłby go podnieść?”. Jest to zagadnienie, w którym pojawia się pytanie czy jeśli jakiś byt jest wszechmogący (np. Bóg), to czy jest lub nie jest w stanie ograniczyć swoją własną wszechmoc.
Ponieważ omnipotencja jest jednym z wielu zagrożeń i pułapek sprawowania władzy, dość łatwo można przenieść ten filozoficzny problem dotyczący istnienia Boga i odnieść go do jakości sprawowania władzy w demokracji i na tym gruncie zadać analogiczne pytanie “Czy władza może podejmować decyzję bez i pomimo obywateli, której realizacja przerośnie jej możliwości i kompetencje?”
Taką decyzją wydaje się sprawa BWA, decyzja podjęta bez społecznych konsultacji, publicznej debaty, a co więcej bez udziału ekspertów z dziedziny wystawiennictwa i szeroko pojętej sztuki współczesnej. W tej dość szybko i ad hoc podjętej decyzji nie uczestniczyło, żadne grono ekspertów, które mogłoby wskazać urzędnikom wszystkie zagrożenia przedstawionego projektu przeniesienia BWA do siedziby budowanej w modelu publiczno-prywatnym, szybkiej sprzedaży działki po BWA w samym centrum miasta etc. Brak było ekspertów, którzy zwróciliby uwagę na wszystkie zagrożenia zarówno organizacyjne i praktyczne związane z ekspozycją sztuki współczesnej ale i wszystkie zagrożenia w wymiarze społecznym, symbolicznym, tożsamościowym i generalnie w kulturowym.
Poniższy list otwarty do władz miasta Wrocławia, 22 dyrektorek i dyrektorów galerii sztuki współczesnej z całej Polski, dramatycznie obnaża ten błąd wrocławskich urzędników. Obnaża tez z całą mocą paradoks omnipotencji lokalnej władzy, która podejmując takie decyzje, doprowadza do kryzysu wizerunkowego i kompetencyjnego. Ergo nie jest w stanie unieść tego kamienia, który sama stworzyła.
Jeśli popatrzeć na to zagadnienie od strony badań socjologicznych nad dyskursem o tożsamości w miastach (a dyskusja o BWA jest również tego dyskursu rodzajem):
“aktualnym uzasadnieniem dla podjęcia problemu dyskusji o tożsamości toczącej się w badanych miastach jest instytucjonalna zmiana obserwowana w sferze publicznej miasta (Pluta 2011; Kajdanek, Pluta 2016). Polega ona na przechodzeniu od modelu omnipotencji władzy ku modelowi partycypacji obywatelskiej we wszystkich sferach miejskości, także w obszarze dyskusji o tożsamości miasta i mieszkańców, która – jak wcześniej zaznaczono – jest jednocześnie przestrzenią wykuwania się tej tożsamości.”
(“Miasto, przestrzeń, tożsamość: Studium trzech miast: Gdańsk, Gliwice, Wrocław” Krzysztof Bierwiaczonek, Małgorzata Dymnicka, Katarzyna Kajdnanek, Tomasz Nawrocki; Wydawnictwo Naukowe Scholar, 2017)
Krótko mówiąc w modelu omnipotencji “to władza lokalna jest
dysponentem zasobów i kanałów ich dystrybucji, uznaje się także za depozytariusza wiedzy o potrzebach mieszkańców, a oni sami są ustawieni w roli petentów”. W modelu partycypacyjnym jest odwrotnie – to znaczy lokalna władza realnie wsłuchuje się w głos mieszkańców, poddając pod dyskusję publiczną wszelkie decyzje dotyczące mieszkańców, szczególnie te, które mogą naruszyć tożsamościową i kulturową tkankę miasta. Można też mówić o modelu pośrednim, w którym oba te modele są wymieszane i wzajemnie się uzupełniają.
Wrocław, mam wrażenie, poszedł jeszcze inną drogą, drogą dość szczególnego, autorskiego i oryginalnego wykorzystania PARADOKSU OMNIPOTENCJI. Wrocławska wersja paradoksu polega na stwarzaniu mechanizmów modelu partycypacyjnego, który jednak po sprawdzeniu w “boju” okazuje się tylko atrapą, a pod jego zewnętrznym płaszczykiem, tkwi wciąż ukryty i pokazujący co i rusz swoje prawdziwe oblicze model omnipotencji…
Zapamiętajmy proszę dzisiejszą datę, bo jest ona społecznie ważna. No jasne, że nie na miarę jakiś wielkich społecznych ruchów, ale w naszym małym, wręcz mikroskopijnym świecie wrocławskiej kultury, to dzień szczególny. Oprócz protestu pod BWA, listu otwartego Forum Obywateli Sztuki Współczesnej dochodzi jeszcze 11 postulatów Grupy Kultura Wrocław.
Postulatów konkretnych, mocnych, odnoszących się do spraw bieżących – w tym do sprawy BWA – ale pokazujących jak źle jest zarządzana wrocławska kultura skoro musimy się o to upominać. To jest też znak, że pewna czerwona linia została przekroczona, zaufanie bardzo nadszarpnięte, a potężne rozczarowanie środowiska, do tej pory rozproszonego, przestraszonego, cichego – stało się zarzewiem obywatelskiego buntu
Wiem, że pozornie to dość mało uniwersalny temat, dla osób spoza Wrocławia, może być w ogóle niezrozumiały. Ale niech to Was nie zwiedzie. Bo nie byłoby całego tego zamieszania, konfliktu i sporu, gdyby praktyka zarządzania miejską kulturą uwzględniał takie zasady jak:
– wolność
– jawność
– kompetencje
– obiektywizm
– równość
– dostępność
– konsultacje
– odpowiedzialność
A to już są wartości uniwersalne, warte uwzględnienia w polityce kulturalnej każdego miasta, obojętnie z jakiej formacji (lub poza formacją) politycznej – z lewa czy prawa – wywodzi się włodarz miasta. To nie klamkowanie, uznaniowość, brak transparentności, nepotyzm, omnipotencja powinny być motorem napędowym kultury w naszych miastach, bo stają się one wtedy promocją cynizmu, kolesiostwa, wykluczenia, groźby, przemocy symbolicznej, eksluzywności, opresywności. Kultura staje się wtedy swoim rewersem, bo jest tylko narzędziem w rekach tej czy innej władzy. Natomiast z samej natury (sic! ) kultury wynika, że powinna cechować się czymś zupełnie odwrotnym – włączającym, otwartym oraz dialogującym.
I na koniec jeszcze apel do wszystkich prodemokratycznych polityków oraz decydentów, również, a może przede wszystkim, samorządowych. Być może takie z pozoru drobne sprawy wydają się nieistotne w obliczu dużego sporu polityczno-światopoglądowego toczącego się w Polsce miedzy wielkimi graczami sceny politycznej. Czego przejawem będzie 2 tura prezydenckich wyborów. Ale jeśli rzeczywiście słowo demokracja ma dla Was wartość i znaczenie zadbajcie o to, aby przejawy obywatelskiej energii, pomocniczości, partycypacji, zaangażowania tej potencjalnej, emancypującej się siły creative commons – kreatywnej wspólnoty, stały się faktem. Nie zmarnujcie tego, proszę.
Dzisiaj dzień protestu wrocławskiego środowiska artystycznego oraz publikacja listu otwartego napisanego przez Obywatelskie Forum Sztuki Współczesnej do Prezydenta Wrocławia. Wyjątkowo więc nie będę pisał swoich epistołów na ten temat, tylko wkleję tutaj list OFSW oraz zdjęcia z niemego protestu.
Dodam tylko, że naprawdę gdybyśmy od lat nie byli zwodzeni i wyprowadzani w pole przez decydentów, do takiej sytuacji by nie doszło. Wystarczy prowadzić uczciwy dialog i nie łamać społecznych umów. A procesu uspołecznienia i partycypacji, nie zamieniać w koszmar stosowania wciąż i ciągle przemocy symbolicznej. W mieście rządzonym przez socjologów, miałem nadzieję, że można na te oczywistości liczyć..
“Szanowny Panie Prezydencie,
Obywatelskie Forum Sztuki Współczesnej wyraża stanowczy sprzeciw wobec ogłoszonych przez magistrat planów sprzedaży zabytkowego Pałacu Hatzfeldów, wieloletniej siedziby BWA Awangarda we Wrocławiu, a także pomysłu budowy siedziby Awangardy jako jednej z kondygnacji nowej, niedookreślonej inwestycji deweloperskiej na Kępie Mieszczańskiej. Decyzja ta ujawnia kilka niepokojących cech polityki Wrocławia wobec kultury.
Po pierwsze łamie wcześniejsze, publicznie ogłaszane deklaracje, o powrocie BWA Awangarda do Pałacu Hatzfeldów po jego remoncie, które składane były przy przeprowadzaniu Awangardy do tymczasowej siedziby na Dworcu Głównym PKP.
Po drugie, zapadła w zaciszu gabinetów, w sposób zupełnie nietransparentny, niekonsultowany ani z zespołem BWA, ani z reprezentantami strony społecznej. Jest to decyzja bardzo szkodliwa dla Wrocławia.
Miasto to nie tylko zbiór nieruchomości na sprzedaż, które można w sposób wymierny wycenić i spieniężyć. To delikatna tkanka relacji społecznych i symbolicznych. Kultura w mieście jest niezmiernie istotna w budowaniu jego sfery publicznej, tożsamości i więzi jego mieszkanek i mieszkańców.
Wrocławskie BWA, dzięki swojej wieloletniej działalności w samym sercu miasta, wpisało się w świadomość wrocławianek i wrocławian, kształtowało unikalny charakter tego miejsca. Co więcej Pałac Hatzfeldów, razem z przylegającym do niego ogrodem, decydował o wyjątkowości Awangardy, zrósł się z galerią nierozerwalnie. Tak istotny kapitał symboliczny tworzy się dziesięciolecia i decyduje o tożsamości miasta, niepowtarzalności jego specyfiki.
Decyzja o sprzedaży tego fragmentu miasta, a zatem o odebraniu go mieszkankom i mieszkańcom, sprywatyzowaniu zysków czerpanych ze wspólnej przestrzeni, zarówno fizycznej, jak i symbolicznej, jest przykładem degradującej jej żywotność gentryfikacji. Co więcej, gest eksmitowania siedziby bardzo ważnej dla miasta galerii sztuki współczesnej poza ścisłe centrum, odczytujemy jako gest marginalizacji jej roli w polityce miejskiej, a także utrudniania dostępu do niej wrocławiankom i wrocławianom.
Nie możemy zrozumieć, że magistrat, jako reprezentant władzy publicznej, postanowił abdykować ze swojej roli i powinności wspierania niezależnej kultury i sztuki w mieście na rzecz niejasnego deweloperskiego aliansu. Nowa siedziba Awangardy miałaby zostać zredukowana do karykaturalnej protezy: fragmentu większego, prywatnego budynku o nieznanych funkcjach. Poza katastrofą symboliczną, przyniesie to również bardzo realne problemy w funkcjonowaniu galerii.
Ogłaszając swoją decyzję, urzędnicy mówili o tym, że nowy obiekt ma być „nowoczesny i ekskluzywny“. Tymczasem nowoczesne jest zrozumienie głęboko miastotwórczej roli kultury i sztuki. Natomiast ekskluzywność nigdy nie powinna być uważana za pożądaną w polityce miejskiej. Domagamy się INKLUZYWNOŚCI w podejmowaniu decyzji o sztuce i kulturze, o przestrzeni i sferze publicznej. Domagamy się niezwłocznego cofnięcia decyzji o sprzedaży Pałacu Hatzfeldów oraz rozpoczęcia rozmów o jego przebudowie na rzecz siedziby BWA. Stop eksmisji Awangardy!
Obywatelskie Forum Sztuki Współczesnej
Katarzyna Górna, Karolina Freino. Joanna Rajkowska, Mikołaj Iwański, Rafał Jakubowicz”
Dlaczego kultura jest ważna? Paweł Potoroczyn wyjaśnia, zwracając uwagę na specjalną rolę samorządów w tym ważkim dla polskiej kultury momencie. Sprawa wrocławskiego BWA Awangarda, czyli potraktowanie galerii sztuki współczesnej jako projektu z pogranicza outsourcingu i i zadania dla budowlanego dewelopera – łącznie z przeniesieniem jej poza obszar ścisłego centrum Wrocławia – jest papierkiem lakmusowym tego, jak liberalne samorządy traktują kulturę i sztukę, i czy będą się chciały podjąć tego trudnego wyzwania obrony autonomii kultury. Mam nadzieję, że właśnie odważnie je podejmując, Wrocław wycofa się z tej, rujnującej autonomię i degradującej sztukę, jak i środowisko artystyczne, decyzji.
A wbrew pozorom środowiska związane z kulturą to może rozproszona ale realna siła kilkuset tysięcy głosów w skali kraju, o czym wspomina również Paweł Potoroczyn. Myślę, że emancypacja tych środowisk, co widzimy teraz w mikroskali, w trakcie odbywającego się właśnie procesu uspołeczniania kultury we Wrocławiu, jest dobrym przykładem upominania się środowisk kultury o to, by były traktowane poważnie przez decydentów, niezależnie od barw partyjnych czy politycznych środowisk, z których się wywodzą ci ostatni. Tak czy inaczej, w ramach tej emancypacji, po prostu idźmy w niedzielę na wybory
“W strategię przerzucania obligatoryjnych wydatków na samorządy wpisane jest odcięcie tlenu tej części kultury, która pozostaje poza polityczną kontrolą PiS. Albo jej zwasalizowanie. Wielu prezydentów i burmistrzów stając przed dylematem: „kultura czy żłobki?”, „kultura czy oświata?”, „kultura czy komunikacja?”, wybiera to, co musi ustawowo. A dziś skala tych wyborów zyskuje kolejny wymiar w znacznym uproszczeniu sprowadzający się do dramatycznej alternatywy: „kultura dla nielicznych czy maseczki dla wszystkich?”. W efekcie samorządowe instytucje kultury – lokalni mecenasi – w miastach i miasteczkach, którymi zarządzają demokraci, czyli teoretycznie niezależne od PiS, są systematycznie (systemowo) przyduszane. Są realnie zagrożone wyginięciem. Przeżyją te, które ustawią się w kolejce po centralnie dystrybuowane dotacje i granty. Przetrwają przystosowani. A to oznacza kompromisy i koncesje. Bo dotacji i grantów nie wystarczy nawet dla wszystkich przystosowanych. Przedmiotem konkurencji nie będzie innowacyjność i jakość projektów, ale głębokość przystosowania, czyli polityczny serwilizm. Ze wszystkimi konsekwencjami intelektualnymi, programowymi i personalnymi. Taka wasalizacja kultury w regionach to nie efekt uboczny polityki PiS wobec niepokornych samorządów. To strategia.”
Dzisiaj pocztówka dźwiękowa (z obrazem) tzn przesłanie Pawła Jarodzkiego w trakcie dyskusji o sprawie wrocławskiego BWA w czasie spotkania Grupy Kultura Wrocław
“Artyści nie potrzebują pomocy, to miasto potrzebuje pomocy, A ARTYŚCI MOGĄ POMÓC MIASTU”
to odwrócenie tradycyjnego myślenia, które w gruncie rzeczy może być wielką rewolucją w koncepcji miejskiej kultury ale wymaga tego by samorządy otworzyły się na tego typu odwrócenie pojęć.
Reszta do wysłuchania w 1 h : 38 minucie, polecam, to jest głos artystów, którzy często są marginalizowani w rozmowie o strategiach kulturalnych miasta
Otóż okazało się, że Paweł wypowiadając w poniższym wywiadzie odważną i ryzykowaną tezę, o tym że “Wrocław nienawidzi sztuki współczesnej” miał zupełną rację.
W kategoriach rozumienia sztuki jako autonomii wypowiedzi i emocji. Na to składa się przede wszystkim niezależność sztuki od wszelkich wpływów politycznych i biznesowych czyli wszystko to, czym mniej lub bardziej było, jak się wydaje misją BWA AWANGARDY (co nie znaczy, ze od tych wpływów była zupełnie wolna). Oczywiście można mówić o zależności od wrocławskiego samorządu, bo BWA to instytucja kultury, której organizatorem jest właśnie wrocławski magistrat. Ale jak rozumiem składane co i rusz deklaracje włodarzy, że Wrocław to miasto “wolne i otwarte” dotyczą również tego, że jego instytucje takie jak BWA AWANGARDA tę niezależność i wolność mają wpisaną w swoją działalność niejako a priori. Wydawało się więc, że obowiązek chronienia przez wrocławski magistrat tej niezależności i wolności jest oczywisty.
Tym bardziej dziwi fakt, że w sprawie BWA doszło po pierwsze do takich sprzecznych i chaotycznych komunikatów, w których wpierw urzędnicy mocno deklarowali powrót BWA do Pałacu Hatzfeldów w samym centrum miasta, a teraz deklarują zupełnie co innego. I oczywiście zrozumiałe jest to, że może po analizie finansów wyszło (bo przecież COVID-19), że remont bardzo zniszczonego Pałacu przewyższa zdolności finansowe gminy Wrocław (z drugiej strony warto by te analizy poznać). Ale ta nagła, dzisiaj ogłoszona zmiana decyzji, w której BWA AWANGARDĘ wtłacza się w objęcia enigmatycznego biznesowego projektu partnerstwa publiczno-prywatnego jest w gruncie rzeczy zamachem na wolność i niezależność artystyczną. Po prostu.
Bo czy wyobrażacie sobie Państwo wystawę akcjonistów wiedeńskich w przestrzeniach na parterze, w momencie kiedy na pietrach będzie pracował biznes? Czy będzie w tych oszklonych przestrzeniach miejsce na kontrowersyjne performance, malowanie po elewacjach, zbuntowaną i niegrzeczną sztukę krytyczna. Czy będzie można tam zobaczyć dzieło w stylu „Man in Polyester Suit” Roberta Mapplethorpe’a, „Narodziny Barbie” Alicji Żebrowskiej czy Pigs Pieces” Matthiasa Herrmana. Kto pierwszy nie wytrzyma? Biznes z drugiego piętra czy artyści z parteru, którzy w takim otoczeniu nie tylko będą się czuli nieswojo wtłoczeni w jakiś dziwny projekt biznesowy, co po prostu może się skończyć konfliktem, cenzurowaniem wystaw, wpływaniem na kształt artystyczny galerii.
Nie, nie mam nic do partnerstw publiczno-prywatnych, działają on często na przykład przy budowaniu przedszkoli i żłobków, czasem również w sztuce choć zazwyczaj w projektach galerii estetycznie uformowanych lub kultury startupów i inkubatorów z pogranicza projektów prospołecznych i młodego biznesu, a nie sztuki często w BWA prezentowanej, sztuki czasem a nawet często atakującej społeczeństwo i jego normy, sztuki zbuntowanej i niepokornej, łamiącej tabu i przekraczającej granice, krótko mówiąc sztuki odwołującej się wprost do słowa AWANGARDA – tak mocno brzmiącej przy nazwie BWA.
Jest i druga kontrowersja. Jakże często ostatnio powtarzalna. To zignorowanie – przy podejmowanie tak kluczowych decyzji dla miejskiej kultury – zdania środowiska, artystów, ludzi kultury. W sprawie bardzo ważnego miejsca – bo BWA w Pałacu Hatzfeldów było takim miejscem – z punktu widzenia kulturotwórczej tożsamości Wrocławia. Miasto znowu w tajemnicy, uznaniowo (to jest słowo, które chyba powinno zostać nową nazwą Wrocławia – Uznań) przedstawia pomysł poza wszelkimi rozmowami i dialogiem z osobami tworzącymi kulturę i sztukę w mieście. W dodatku poniższy komunikat brzmi mniej więcej tak, jak trafnie napisał TUMW na swoim profilu: “Drogie BWA Wrocław, wyprowadzacie się już na stałe ze swojej siedziby i my ją raz dwa sprzedajemy. A dla Was być może w przyszłości kiedyś zbudujemy najprawdopodobniej nową siedzibę – ale właściwie nie my zbudujemy, tylko jakiś inwestor prywatny którego musimy jeszcze znaleźć”. Co po pamiętnej sprawie niewybudowania deklarowanej latami siedziby MWW Muzeum Współczesne Wrocław i spektakularnego zwolnienia z tej okazji ze stanowiska dyrektorki Doroty Monkiewicz, jest kolejnym przykładem braku szacunku dla środowiska kultury we Wrocławiu, pracującego przecież ciężko na wizerunek Wrocławia jako miasta kultury.
Patrząc na styl ale i na treść tego co się wydarzyło przez ostatnie tygodnie w sprawie BWA, nie sposób się nie zgodzić ze słowami Pawła. Można też dodać słowa Groucho Marxa w kontekście obecnej polityki kulturalnej Wrocławia: “Polityka to sztuka, która polega na tym, żeby szukać problemów, znajdować je, źle je rozpoznawać i niewłaściwie stosować nieodpowiednie środki zaradcze.”
uff, dzisiaj krótki liścik pisany na gorąco, 18 osób w jednym panelu “Kultura / Partycypacja” w ramach 4. Kongres Wrocławskich Organizacji Pozarządowych, było ciasno ale myślę, że ciekawa dyskusja
Jako appendix i uzupełnienie swojej wypowiedzi dopiszę:
Proces uspołeczniania dobrze by był:
1) INKLUZYWNY czyli zapraszający i pozwalający wypowiedzieć się i działać wszystkim podmiotom i sub-strukturom, które chcą być aktywne na tym polu (wtedy ich ilość, różnorodność i reprezentatywność nie stanowi problemu bo nie wyklucza i nie antagonizuje)
2) OTWARTY tzn. to w ramach procesu powinno się wypracowywać mechanizmy i narzędzia, a nie odwrotnie czyli nie powinno być tak, że proces jest wtłaczany w jakiś schemat, który przez to może być nieefektywny bo zastosowane narzędzia są nieadekwatne do struktury oraz dynamiki działań podmiotów w nim uczestniczących (co może być przyczyną frustracji i zniechęcenia)
3) WSPÓLNY – czyli podmioty w nim uczestniczące powinny się gromadzić nie tylko w ramach pragmatycznych interesów ale przede wszystkim wokół systemu WARTOŚCI i zasad, które odwołują się do demokratycznych i obywatelskich idei takich jak: jawność, wolność, równość, dostępność itd., których wdrażanie w różne mechanizmy działające w polu kultury powinno być priorytetem (bo w gruncie rzeczy o taką Polskę walczyliśmy i walczymy )
dzięki wszystkim rozmówcom, a organizatorom za zaproszenie, wszystkich zapraszam do oglądania
Na marginesie ostatnich sporów wywołanych kampanią wyborczą, a toczonych w sposób i w stylu jakby nie było już problemu kryzysu wywołanego pandemią, są sytuacje i procesy, które pandemię wykorzystują i z niej korzystają. Nie przychodzi mi bowiem żadne inne wyjaśnienie sytuacji, która właśnie nastąpiła we wrocławskiej kulturze.
W skrócie: 28 lutego b.r. Urząd Miasta ogłosił konkurs na wicedyrektora Wydziału Kultury. Ten rewolucyjny w gruncie rzeczy ruch, obudził nadzieję strony społecznej, aktywnych osób działających na rzecz i dla kultury we Wrocławiu, nadzieję, że po latach uznaniowych nominacji, miasto “dorobi” się urzędnika, wybranego w oparciu o obiektywne i transparentne zasady konkursowego wyboru. Zwłaszcza, że chęć podjęcia tej trudnej roli wyraziło parę osób zgłaszając swój udział w tym konkursie. Okazało się jednak, że 5 maja urząd ogłosił unieważnienie konkursu z “przyczyn organizacyjnych”, co jak rozumiem było wynikiem niemożności przeprowadzenia go w warunkach pandemii, zwłaszcza, że anulowano wtedy większość – o ile nie wszystkie – konkursy na stanowiska we wrocławskim magistracie.
Rozumieliśmy, że do konkursu powrócimy po wygaśnięciu pandemii i w momencie odmrażania kolejnych sektorów. Niestety stało się inaczej, w zeszłym tygodniu na stronie wrocławskiego BIP, bez komentarza, po cichu i ni stąd ni zowąd pojawiło się nazwisko wicedyrektorki P.O. (pełniącej obowiązki), co zaniepokojone środowisko odebrało jednak, z dobrą wiarą zawiązanej w toku procesu uspołeczniania kultury umowy społecznej, że w trudnych czasach pandemii potrzebny jest organizacyjnie tymczasowy wicedyrektor, choć jak ufaliśmy póki co “pełniący obowiązki”, a prawdziwy konkurs zostanie prędzej czy później ogłoszony. Niestety okazało się, że ludzie kultury we Wrocławiu są może wielkiej wiary ale też wielkiej naiwności- znowu po cichu i bez publicznego tłumaczenia, właśnie na BIPie sprzed nazwiska nowej pani wicedyrektor zniknął skrót p.o., czyli miasto ostatecznie pogrążyło ideę konkursu, negując prace wykonaną prze wszystkich, którzy się zgłosili i kolejny raz zawodząc środowisko, odrzucając i ostatecznie łamiąc umowę społeczną co do zwiększenia transparentności działania urzędu, na której wypracowanie poświęciliśmy kilka ostatnich lat rozmów.
To tyle jeśli o fakty, a teraz czas na krótki komentarz. Nie mogę się bowiem oprzeć wrażeniu, że te lata “dialogu”, doprowadziły nas do miejsca, w którym cofając się w czasie znaleźliśmy się w środku XVII-wiecznego sporu między Thomasem Hobbsem a Johnem Locke`em, którzy zupełnie inaczej rozumieli pojecie umowy społecznej. Miejsca, w którym tak jakby nie istniały 3 stulecia ewolucji myśli politycznej prowadzącej od absolutyzmu oświeceniowego do demokracji liberalnej. Tak jakbyśmy nie wiedzieli, że kryzys tej ostatniej, że jej niedomagania związane są ze zbyt nikłym zakresem realnej partycypacji obywateli we współdecydowaniu politycznym, że podstawą jej odnowienia powinny być takie narzędzia jak realne konsultacje, subsydiarność, delegacje kompetencji, czy last but not least transparente i otwarte konkursy również na stanowiska urzędnicze.
W gruncie rzeczy mam poczucie, że zajmujemy się przedawnionymi i zupełnie nienowoczesnym sporem, w którym archaicznej myśli konserwatywnej w stylu Thomasa Hobbesa, musimy przeciwstawiać liberalizm Johna Locke`a, ponieważ nowoczesne, wysublimowane i zniuansowane narzędzia nie działają. Dlatego musimy mówić i odwoływać się do zarania koncepcji umowy społecznej i podstaw rodzenia się europejskiej demokracji, w której jedna strona twierdzi, udowadniając to na każdym kroku, że jedynym paneceum na stan “bellum omnium contra omnes” – „wojny wszystkich przeciw wszystkim” jest rozwiązanie opisane przez Hobbesa czyli silna władza centralna w tym przypadku urzędowo-samorządowa, której omnipotencja, uznaniowość stwarzają pozory nieomylności, a w naszym przypadku przede wszystkim zabijają i gaszą aktywność ruchów oddolnych, społecznych. Zamiast rozmawiać o nowoczesnych narzędziach uspołeczniania i partycypacji, musimy sięgać do argumentów rodem z XVII wieku, i przekonywać, że nie zrzekliśmy się – wbrew temu co twierdził Hobbes – praw na rzecz suwerenna czyli władzy, a jest tak jak mówił Locke – umowa społeczna potrzebuje innych ludzi ergo całego społeczeństwa, a jej warunkiem są racjonalne i dobre zasady postępowania, a przede wszystkim prawa społeczeństwa do ewentualnej renegocjacji umowy i sprzeciwu w momencie w której jest ona łamana.
Smutne i głęboko rozczarowujące jest to, że ten spór, polegający na notorycznym udowadnianiu przez urząd swoich racji i zupełnym ignorowaniu głosu strony społecznej, zwłaszcza w sytuacjach kiedy ten głos jest inny niż – zdaniem urzędu – powinien być. Zamiast rozmawiać o niuansach i spierać się o rzeczy, o które spierają się obywatelsko rozwinięte samorządy w miastach takich jak Amsterdam, Kopenhaga czy Berlin, czy też dążyć za opisem współczesnego świata, w którym remedium na kryzys jest pozbycie się hierarchiczności na rzecz złożonej sieci “którą nie można rządzić, można nią współrządzić” o czym napisał w swojej najnowszej książce “W Polsce czyli wszędzie” Edwin Bendyk, a zespół pod przewodnictwem profesora Hausnera, podobne prospołeczne uwagi publikuje w kolejnych “Alertach Kultury”, to we Wrocławiu zajmujemy się sporem podstawowym, tym, żeby uzyskać minimum społecznej emancypacji, a urzędników zobowiązać do przestrzegania podstawowych zasad
W gruncie rzeczy smutne jest to, że Wrocław zamiast przypominać i dążyć do idei miasta NOWOCZESNEGO, przypomina tytułowego LEWIATANA z dzieła Thomasa Hobbesa…
Krótka ale ważna analiza działalności polskich samorządów na 30 lecie samorządności w naszym kraju na stronie Fundacja Batorego. Dodam do tego myśl, że mimo wielu pozytywnych aspektów działalności różnych samorządów, najczęstszym błędem popełnianym przez władze samorządowe jest dosłowne interpretowanie słowa samorząd, które dla wielu włodarzy znaczy, że rządzi się samemu, zdobywając mniejszy lub większy mandat społeczny. Tymczasem samorząd to pole większe niż zdobycie takiego mandatu przez danego prezydenta czy burmistrza. To też współpraca z wieloma środowiskami, to też otwarcie na krytykę i chęć do zmian i korekt działań przez słuchanie uwag mieszkańców. Bo de facto prezydenci i burmistrze, a co za tym idzie zatrudnieni przez magistrat urzędnicy są częścią i reprezentacją całej lokalnej wspólnoty. Zgodnie z definicją “samorząd to organizacja społeczności lokalnej, w której mieszkańcy tworzą z mocy prawa wspólnotę i względnie samodzielnie decydują o realizacji zadań administracyjnych, wynikających z potrzeb tej wspólnoty”
Dalej oddajmy głos Pawłowi Kubickiemu z Instytutu Europeistyki UJ:
“W praktyce jednak działalność ruchów miejskich i innych inicjatyw obywatelskich okazała się być bardzo istotna dla lokalnej demokracji. Konflikt polityczny jest immanentnym składnikiem demokracji, dynamizuje rzeczywistość społeczną, ożywia debatę publiczną, pozwala na korekty stosowanych polityk. Sytuacja, w której panuje pozorny konsensus, gdzie brakuje krytycznych głosów i pluralistycznej debaty, z pewnością nie jest przykładem sukcesu demokracji lokalnej.”
z tej perspektywy jednym z ważniejszych narzędzi samorządu jest budowanie pamięci instytucjonalnej:
“Dla rozwoju, a może nawet przetrwania polskiego samorządu, kluczowe będzie budowanie pamięci instytucjonalnej, w ramach której przekazywana będzie wiedza i doświadczenia wypracowane przez te trzy dekady. Jednym z najprostszych i efektywniejszych sposobów, w jaki można to robić, jest aktywizowanie różnych środowisk i włączanie ich do samorządowego pola politycznego. Im więcej środowisk włączanych będzie w to pole, tym więcej obywateli i instytucji uczyć się będzie praktyk demokratycznych i samorządności, a tym samym samorząd zyska więcej sojuszników i ewentualnych obrońców w sytuacji zagrożenia.”
I na koniec moja konkluzja i apel już w kontekście konkretnych przykładów z Wrocławia czyli toczącego się od jakiegoś czasu procesu uspołeczniania kultury we Wrocławiu. Państwo urzędnicy jeśli chcecie silnego samorządu, i żeby wasze apele do polskiego rządu były wiarygodne, nie traktujcie nas jako “matołków”, “tych co przeszkadzają”, “nie mają pojęcia”, tylko traktujcie nas, a już szczególnie w czasach kryzysów – zgodnie z podstawową zasadą nie tylko empatii ale też podstawową zasadą samorządu – traktujcie nas poważnie, to znaczy tak jak sami byście chcieli być traktowani przez władze centralne.
pozdrawiam serdecznie i z okazji 30 lecia samorządności w Polsce, życzę wcielenia tych ideałów w życie
W 44 minucie dzisiejszego wykładu profesor Hausner wymienia 3 podejścia do prowadzenia miejskich polityk kulturalnych. Spróbuję pójść za jego myślą i odnieść do przykładów z własnego podwórka
Te drogi to:
1 – skupiająca się li tylko na zarządzaniu instytucjami miejskimi – (nazwałbym ją technokratyczną) na ich efektywności i rozwoju ale często też na zapobieganiu konfliktom, wynikającym z zarządzania bo “władza miejska ma mieć spokój”. “To nie wyklucza dbałości o poziom artystyczny podległych instytucji – jak piszę Hausner – ale nie jest to podstawowym celem”, w związku z tym efektem takiego podejścia może być ciąg kryzysów wynikających z niezrozumienia specyfiki kultury przez decydentów i pogrążanie się w permanentnym kryzysie
Przykład: sprawa z Teatrem Polskim we Wrocławiu, zarządzanym przez dolnośląski samorząd (Urząd Marszałkowski)
2 – w tym podejściu pole kultury leżące w zainteresowaniu władz miejskich poszerza się, obok instytucji kultury włączone są organizacje pozarządowe i sami twórcy. Władze miejskie próbują zarządzać takim polem ale nie jest to łatwe, w zawiązku z różnymi interesami i potrzebami interesariuszy. Wynikiem takiego podejścia mogą być ciągłe konflikty wynikające ze sprzecznych interesów, ograniczonych środków budżetowych oraz hierarchiczności zarządzania.
Przykład: władze Wrocławia, które w pole kultury pragną wprzęgnąć organizacje pozarządowe (w minimalnym stopniu twórców) ale próbują narzucić zasady tego procesu przez co dochodzi do dysonansu poznawczego: w gruncie rzeczy partycypacja i uspołecznienie stają się fikcją ponieważ są one oparte na narzuconej narracji i zasadach tylko jednej strony, dla władzy miejskiej najważniejsze jest zachowanie dotychczasowego status quo, a partycypacja staje się “koszmarem partycypacji” (Marcus Miessen). W obliczu konfliktów wynikających nieumiejętnego zarządzania tym procesem, muszą stosować mechanizmy i metody zarządzania hierarchicznego i stawiać się w roli omnipotentnego sędziego oraz uciekać się do “przemocy symbolicznej” (Pierre’a Bourdieu), a problemy rozwiązywać przez uznaniowość, łamanie umów czy wycofywanie się z obietnic.
jest i 3 droga, według Hausnera praktycznie w ogóle niestosowana, a najbardziej interesująca, przyszłościowa i przynosząca największe korzyści dla miasta. Ta droga to “uczynienie z kultury kluczowym mechanizmem rozwoju miasta, o rozwoju miasta decyduje wtedy zdolność do wykorzystywania potencjału twórczego jego mieszkańców. Rozwój miasta nie jest możliwy bez kultury, a jej istotą nie jest tylko promocja miasta albo urozmaicenie oferty” turystycznej, czy sprowadzenie jej tylko do czynników ekonomicznych.
POTENCJAŁ TWÓRCZY mieszkańców miasta NIE JEST wtedy czymś narzuconym, wymuszony, kolejnym projektem czy czymś podporządkowanym partykularnym, pragmatycznym czy wizerunkowym interesom ale staje się czymś naturalnym, wspólnym, mówiąc jeżykiem filozoficznym – immanentną CECHĄ MIASTA i jego mieszkańców, jego cechą samą w sobie. Cechą, która w naturalny sposób jest obecna i wpływa w niewymuszony sposób na rozwój miasta. W gruncie rzeczy tu chodzi o podobną rzecz jaką zaproponował lata temu Benjamin Barber stosując pojęcie “creative commons – twórcza wspólnota”, rozumianym jako wspólnotę obywateli, którzy bezwarunkowo, w sposób twórczy i równy, współdecydują, jak i są współodpowiedzialni za miasto i jego rozwój.
Dlaczego ta ostania droga jest praktycznie niestosowana? Może dlatego, że jest trudna i wymagająca, a przede wszystkim wymaga prawdziwej otwartości oraz odwołania się do realnego dialogu. Rzeczywiście, profesor Hausner w dalszej części wykładu dodaje, że podstawą wyzwolenia tej energii zbiorowej, tego twórczego potencjału, jest obok – uczynienia z kultury “przestrzeni komunikacji i współpracy zbiorowej” tudzież “dopuszczenia wielości perspektyw poznawczych” – DIALOGICZNOŚĆ DEBATY SPOŁECZNEJ czyli “o posługiwanie się w debacie pojęciami otwartymi i włączającymi, a eliminowanie z niej pojęć zamykających i blokujących”.
Tę ostatnią myśl, jak i cały wykład polecam wrocławskim decydentom. Wielu z nich jest wykształconymi albo czynnymi socjologami, więc myślę, że takie rozumienie miasta może być dla nich interesujące. Ta 3-cia ścieżka może też być – zgodnie z tytułem wykładu – drogą wyjścia z obecnego kryzysu, może być nową wizją miasta na nowe czasy, może być podstawą nowej miejskiej STRATEGII KULTURY na następne lata. W gruncie rzeczy, nic nie stoi na przeszkodzie aby wizje i idee profesora Hausnera urzeczywistnić w praktyce we Wrocławiu, bo właściwie dlaczego by nie?
Polecam wszystkim ewaluatorom, aktywistom zajmującym się miejskimi politykami kulturalnymi, ponieważ sprawa z BWA nie tylko skupia jak w soczewce wszystkie problemy Wrocławia ale przede wszystkim pokazuje jak prodemokratyczny samorząd wchodzi w buty omnipotentnej i używającej “przemocy symbolicznej” władzy.
Od niezrozumienia współczesnej sztuki, a szczególnie artystów (nie tylko wizualnych), po brak transparentności, uznaniowość, a przede wszystkim niedotrzymywanie umów w trakcie procesu uspołeczniania kultury zawartych z aktywną stroną społeczną, której zależy na systemowym jej uzdrowieniu. To zniechęca, po latach prób rozmowy i dialogu, i ciągłym rozczarowaniom w tym temacie, podobnie jak Paweł Jarodzki nie jestem już optymistą.
Oto grupa krzykaczy, hejterów i nieudaczników… a nie, wróć oto inicjatywa bardzo odważnych ale przede wszystkim kompetentnych praktyków kultury – artystów, społeczników, menadżerów, aktywistów, dyrektorów, naukowców (wśród nich wielu kandydatów do wrocławskiej Rady Kultury) – zgromadzonych w inicjatywie Akcja Kultura i wierzących, że do pracy z kulturą da się zaimplementować obiektywne wartości i #8zasad, które poprawią jakość zarządzania nią.
Ponieważ pole kultury to niestety najczęściej obszar ciągłej walki, gry interesów oraz stosowania przemocy symbolicznej przez tzw. mocniejszych graczy i prawomocne elity, wprowadzenie tych #8zasad do codziennej praktyki działań, obowiązującej zarówno urzędy zajmujące się kulturą, instytucje kultury, NGOsy, ale również grupy artystyczne i indywidualnych artystów, spowoduje przynajmniej częściowe pozbycie się napięć i konfliktów oraz realne uspołecznienie i zdemokratyzowanie miejskich (i nie tylko) polityk kulturalnych.
Po pierwszej konferencji prasowej #AkcjaKultura. Oto osiem zasad, którymi kieruje się nasza inicjatywa:
Zasada konsultacji
– strategie i programy kulturalne muszą być rzetelnie konsultowane z mieszkańcami, uczestnikami kultury i środowiskami artystycznymi
Zasada wolności
– artysta powinien być skutecznie chroniony przed wszelkimi formami cenzury, a sztuka przed wszelkimi formami politycznej instrumentalizacji
Zasada jawności
– decyzje urzędów i instytucji nie mogą być niezrozumiałe, tajne i anonimowe
Zasada kompetencji
– merytorycznej oceny programów, projektów czy dorobku artystycznego powinni dokonywać wyłącznie eksperci w danej dziedzinie
Zasada odpowiedzialności
– bronimy prawdy i unikamy nienawiści, sztuka jest ważnym medium obserwacji problemów społecznych, artysta jest istotny dla społeczności
Zasada obiektywizmu
– regulacje prawne, wybory personalne i procedury powinny służyć podejmowaniu racjonalnych decyzji, przeciwdziałając propagandzie oraz ideologizacji kultury
Zasada równości
– realizowane programy kulturalne powinny promować parytety i służyć reprezentatywności środowisk i grup odbiorczych, praca w kulturze powinna być odpowiednio wynagradzana i systemowo ubezpieczana
“Jestem w tej chwili człowiekiem rozżalonym i trochę wkurzonym. Bo sobie z tym miastem przecież nie poradzę. To nie jest coś takiego, że ja jako Janosik wyjdę po prostu i będę się wygłupiał i sobie poradzę z miastem. Pewnie, że nie. Utrą mi nosa po prostu i tyle. To się skończy zawsze tak samo.” – Marek Puchała
Przykro tak otwierać rok ale zdaję się, że on i tak będzie stał pod znakiem ścierania się z chorym systemem kultury we Wrocławiu. Nie dziwię się frustracji Marka Puchały, bo kto działa we Wrocławiu zna doskonale ten urzędniczy bezwład, a w słowach MP, ogniskują się główne grzechy wrocławskiej polityki kulturalnej. I proszę zwrócić uwagę, skoro sztandarowe, ale z jakiś powodów nie hołubione instytucje miejskie są tak traktowane, to proszę sobie wyobrazić co jest ze zwykłymi artystami, twórcami, ewentualnie zrzeszonymi w jakiejś pozarządowej organizacji. Opiera się to na dość dużej nierówności, po prostu są równi i równiejsi, decydenci kogoś lubią a innych nie, i od tego, a nie od merytoryki, zależy często proces decyzyjny, a tzw. “klamkowanie” jest stałym zachowaniem uczestników kultury we Wrocławiu. Nawet dochodzi do prób skłócenia środowiska i staje się ono elementem praktyki urzędniczej (sic!). Natomiast próby jej naprawy np. przez opracowanie rozsądnego regulaminu przyszłej Rady Kultury, społecznej pracy nad Kongresem Kultury i jego regulaminu, praca nad zjednoczeniem środowiska od twórców poprzez NGO do instytucji, spotyka się z arogancją urzędników i jednostronnym, uznaniowym zastopowaniem procesu partycypacji.
Są jednak dwa pozytywy w tym całym gąszczu negatywów. Po pierwsze Wrocławski Kongres Kultury 2020, który się odbędzie i miejmy nadzieje, zgromadzi środowisko kulturalne Wrocławia. Przekonywanie środowiska będzie trudne bo generalnie nie ufa ono urzędniczym zapewnieniom, ale mam nadzieję dojdzie do przekroczenia masy krytycznej. Bo ta masa krytyczna, wydaje się, już została przekroczona wśród wielu osób ze środowisk kulturalnych, które dotychczas milczały a teraz odważnie podjęły rozmowę na temat wielu patologii. To już nie są pojedyncze, osamotnione osoby, które bijąc na alarm już w czasach przed-ESK, zyskały tylko miano “hejterów” i były obsadzane w urzędniczych tajemnych “rankingach osób krytykujących” oraz disowane i upokarzane w ten czy inny sposób. Spotkania Grupa Kultura Wrocław z zeszłym roku, pokazały, że jest nas więcej nie bojących się mówić o pewnych sprawach głośno. Ale też pamiętajmy, że takie działania, to też nasza wina, całego środowiska (od twórców po instytucje), które latami godziło się na ten uznaniowy szwindel, za – nie ukrywajmy – udział w tym, jednak niewielkim, podziale kulturalnego “tortu”. Godziliśmy się na system “dziel i rządź” w imię spokoju wykonywania niektórych swoich pomysłów ale bez dostrzegania, że tort ten jest dzielony niesprawiedliwie i z pominięciem wielu, świetnych kulturalnych inicjatyw czy wręcz światowych projektów realizowanych pomimo i obok.
Czy rok 2020 będzie rokiem zmian w tym systemie? Mam nadzieję, choć zniechęcenie jest duże ale wola zmian chyba jeszcze większa. Mimo wytrącania co i rusz, argumentów, udowadniania, że nie mamy racji bo przecież jest super, wierzę, że w końcu dojdzie do uczciwego postawienia sprawy, zresetowania systemu, i podjęcia wysiłku przez Urząd ale też przez wszystkich nas, zbudowania go na jasnych, klarownych, transparentnych i cywilizowanych zasadach. Może potraktujmy to jako jedno z noworocznych postanowień.