“Nikt z nami nie chce rozmawiać. Jeżeli chcemy aby to miasto było miastem kultury i sztuki to musimy walczyć środkami skutecznymi. Rzucajmy śrubami, palmy opony, walczmy, okupujmy gabinety. To jest nasze miasto, to nie jest miasto jakiegoś urzędnika, jakiegoś prezydenta – to są ludzie, którzy zostali wybrani do tego aby pomagać.”
Paweł Jarodzki
Fabrykowanie przyzwolenia to zupełnie NIE NOWY termin określający pewne cechy demokracji liberalnej, w których zawarta jest jej całkiem NIELIBERALNA natura.
Pojęcie to ukuł jeszcze w latach 20-tych ubiegłego wieku amerykański dziennikarz, wiodący komentator polityki wewnętrznej i zagranicznej oraz teoretyk demokratycznego liberalizmu, Walter Lippman. Lippman twierdził, że mechanizmy demokratyczne mogą zostać wykorzystana do ,,fabrykowania przyzwolenia” – czyli zapewniania – dzięki nowym technikom propagandy – zgody społeczeństwa na to, “na co nie ma ono ochoty”. Ten mechanizm jest wykorzystywany przez polityczne elity (które jednocześnie nazywają się demokratycznymi) w celu zapewnienia rządów dość wąskie, wyspecjalizowanej w polityce grupy która uważa, że tak naprawdę ,,dobro ogólne całkowicie umyka opinii publicznej” (w języku Lippmana ,,zdezorientowanego stada’)
Jak opisywał teorię Lippmana Noam Chomsky:
“W demokracji realizowane są dwie funkcje. Klasa wyspecjalizowana, czyli ludzie odpowiedzialni, pełnią funkcję wykonawczą, czyli myślą o dobrze publicznym, planują je oraz je rozumieją. Zdezorientowane stado również ma swoją rolę w demokracji. Według twierdzeń Lippmana, jest to rola widzów, a nie uczestników działania. Funkcja stada jest jednak rozleglejsza, bowiem mówimy o demokracji. Od czasu do czasu pozwala się mu poprzeć tego czy innego członka klasy wyspecjalizowanej. Innymi słowy tłumowi pozwala się powiedzieć: ,,Chcemy, byś ty – lub ty – był naszym przywódcą”. Dzieje się tak dlatego, że żyjemy w ustroju demokratycznym, a nie państwie totalitarnym. Określa się to jako wybory. Po wyrażeniu poparcia dla tego czy innego członka klasy wyspecjalizowanej, tłumowi pozwala się jednak na usunięcie się w tło i stanie na powrót widzami, a nie uczestnikami działania.„
Ten niby demokratyczny mechanizm opiera się na założeniu, że dobro ogólne, procesy rządzące polityką i społeczeństwem, wszystkie układy i zależności, struktury hierarchie i poziomy od ekonomicznych po kulturowe może zrozumieć i nimi zarządzać jedynie wyspecjalizowana klasa odpowiedzialnych jednostek (z tym, ze sam wybór takich jednostek, a to na przywódcę, a to osób zaproszonych do udziału w systemie rządzenia, jest automatycznie nadanie im statusu “specjalisty” czyli, że sam udział w strukturze sprawia, że jest osobą rozumiejąca jej mechanizmy).
Aby zapewnić rządy tej elity, potrzebne jest fabrykowanie zgody a więc systemowy oraz ludzki agregat preparowania zgody czy też przyzwolenia na takie a nie inne działania danej władzy. Oczywiście obecne postpolityczne mechanizmy władzy, tego typu fabrykowanie zgody tworzą w sposób zniuansowany i często hybrydowy, łącząc je z innymi mechanizmami (często populistycznymi) utrzymywania władzy. Oczywiście różni się to na różnych tej władzy szczeblach ale zasadniczo jedno jest wspólne: istnieją zanurzone w tej władzy albo dzięki niej funkcjonujące jednostki albo grupy, osoby często wpływowe, na stanowiskach, od zawodowych polityków po ludzi sztuki a często popkultury, które tej władzy dają legitymizacje, których szczególnym zadaniem – nawet często niepisanym i nieuświadomionym bo opierający się na naturalnej ludzkiej cesze dążenia do utrzymania dotychczasowego status quo – jest przyzwolenie na taki mechanizm zdobywania i utrzymywania władzy. Kiedy ktoś z tzw. “zdezorientowanego stada” wyborców zaczyna mieć wątpliwości, albo kiedy nawet osoby spośród tej intelektualnej, politycznej czy kulturalnej elity, zaczynają wewnętrznie dążyć do zmiany tych mechanizmów i przedefiniowania działającego systemu, wkraczają wtedy fabrykanci przyzwolenia, którzy przekonują w taki czy inny sposób, ze wszystko działa jak należy, ewentualnie mamy do czynienia z małymi wypaczeniami które rządząca władza skoryguje, co więcej argumentują, że zawsze to tak działało i nie istnieje powód aby coś zmieniać, że zmiany mogą doprowadzić do nieporządku (czytaj do zakwestionowania ich własnego status quo). Przekonują o tym dzięki swoimi zbudowanymi lub nadanymi wpływami, siatkom zależności, zdobytym autentycznie lub utworzonym sztucznie autorytetem.
Kim są Fabrykanci Przyzwolenia. To często media, wpływowi urzędnicy, dyrektorzy i pracownicy instytucji, ale też “zaprzyjaźnione” organizacje pozarządowe czy prywatni przedsiębiorcy – wszyscy którym dana władza coś “dała” albo wystarczy, ze “nie zabiera”. W zamian żąda lojalności i tłumaczenia innym wątpiącym i na użytek wewnętrzny i zewnętrzny, że to status quo jest „dobrem ogólnym”, którego tak naprawdę „stado” chce, żeby tak było. Że właśnie tak system działa, ma działać bo zawsze tak działał, a przebudowywanie go nie ma sensu.
Fabrykowanie przyzwolenia działa na każdym poziomie władzy, od samorządu po ogólnokrajowy system partyjny. Wydaję mi się, i tu stawiam mocną tezę ale robię to z pełnym przekonaniem, że działanie Rady Kultury przy Prezydencie Wrocławia jest właśnie modelowym przykładem działania fabrykowania zgody.
Zobaczmy: mamy obiecany w kampanii, przez wtedy przyszłego Prezydenta, pewien bardzo pluralistyczny, partycypacyjny i otwarty sposób sprawowania władzy z udziałem “ludu” w tym przypadku środowiska kultury, które wybrało w powszechnych wyborach swoich przedstawicieli do Rady. To poparte jest obietnicami i mamieniem przez urzędników, o pewnych bardzo ciekawych demokratycznie mechanizmów współ-zarządzania kulturą. Po czym mamy całkowite złamanie tych społecznych i konkretnie wypracowanych umów właściwie wręcz od razu po wyborach samorządowych i brutalne wręcz redukowanie wszystkich obietnic i zapewnień. Kiedy sprawa jest nabrzmiała i właściwie stawiana na ostrzu noża przez czujących się oszukanymi obywatelki i obywateli, stają się one i oni ni stad i z owąd persona non-grata dla systemu, przestaje się z nimi rozmawiać, nie słucha i nie przedstawia się nowych pomysłów, nie konsultuje, a jedynym warunkiem dalszego współ-działania jest całkowita akceptacja tego stanu rzeczy. Kiedy ktoś nie akceptuje tego warunku, wyraża swoje wątpliwości i upomina się o wypełnienie wcześniej zawartych umów, właśnie w tej chwili I właśnie w tym miejscu wchodzą na scenę lokalni fabrykanci przyzwolenia, którzy tłumaczą, że: tak było zawsze, tak musi być, wasze pretensje wyglądają niepoważnie, przecież wszystko działa, wszystko jest świetnie. Robią to nawet jeśli wewnętrznie i w rozmowach prywatnych myślą czy wypowiadają się inaczej.
Niestety we Wrocławiu mamy dość dużą reprezentacje Fabrykantów Przyzwolenia. Wśród wielu apologetów działania urzędników tę rolę na przykład przyjęła, z różnym momentami i epizodami, wiele osób z Rady Kultury , która została wybrana przez Prezydenta. Ostatni przykład z “wyborem” nowych dyrektorów połączonych 3 (a właściwie 6) instytucji kultury, pokazuje jak na dłoni jak działa ten mechanizm i jak za handlem stanowiskami i przekupstwem następne w kolejności staje fabrykowanie przyzwolenia czyli uporczywy przekonywaniem przez różnych aktorów pola wrocławskiej kultury, że cała sytuacja wypełnia wszystkie normy przyzwoitości, argumenty urzędu mają nas przekonywać a priori, a brak konsultacji i rozmowy z mieszkańcami jest zaletą. Bo przecież system władzy działa dla dobra wspólnego, którego “stado” nie jest w stanie dostrzec i zrozumieć.
Ale dość tych opisów, bo tu chciałbym się zwrócić do tych, którzy uważają, albo tylko tak mówią, że wszystko jest w należytym porządku:
Drodzy Fabrykanci Przyzwolenia
po pierwsze nie obrażajcie się na to sformułowanie, to jest jak wyżej widzicie pojęcie z zakresu teorii demokracji, co więcej nie ocenia ono waszego dorobku intelektualnego lub artystycznego, ba, więcej, właśnie ten dorobek wzmacnia ponieważ niektórzy z Was dzięki niemu stali się osobami wpływowymi namaszczonymi przez władze do tej, bądź co bądź, niewdzięcznej roli.
Nie obrażajcie się ale jednak posłuchajcie i zrozumcie, że ta rola jest nie tylko niewdzięczna ale i nieprzyzwoita. Bo jej istotą jest przyzwolenia na niesprawiedliwość i krzywdzenie innych. Bo firmujecie przyzwolenie na:
– niekonsekwentne i niespójne mechanizmy zarządzania kulturą, o których można powiedzieć wszystko tylko nie to, że są oparte na jakichś wartościach
– do uznaniowego wyboru na wielu polach kultury podmiotów realizujących zadania, do nieprzejrzystych kryteriów wyborów tychże, do obcinania i kasowania wsparcia finansowania osobom (artystom) lub instytucjom, które „złamią” swoistą „zmowę milczenia” albo po prostu mają wątpliwości co do sposobów procedowania, aplikowania czy po prostu zarządzania
– do zakulisowych działań prowadzących do dyscyplinowania a czasem do zwalniania tych, którzy nie zgadzają się na przyjęte “normy” działań w kulturze
– do akceptacji postponowania, naigrywania, poniżania przez ludzi systemu tych, którzy “narażą się” krytycznymi uwagami, z tym, że narażenie to może być zupełnie błahym nielubieniem kogoś i zależeć od osobistych humorów władzy
– oplotkowywanie, obgadywanie, śledzenie facebookowych profili, gromadzenie “kartotek” czyli zrzutów ekranowych z krytycznymi wypowiedziami, wymyślanie niestworzonych rzeczy o osobach mówiących głośno o pewnych rzeczach i o ich rodzinach
– do akceptacji bardzo podobnych mechanizmów, które dominują też w obecnej krajowym wymiarze, mówiąc wprost do mechanizmów rodem z PiS, a które to mechanizmy przecież sami krytykujecie i się na nie w wymiarze ogólnopolskim nie zgadzacie
– hipokryzje, kłamstwa, manipulacje
– wpływania na lokalne media (i nie tylko) aby nie zajmowały się obywatelskim głosem
– nie przyjmowaniu propozycji i rekomendacji zmian obywatelskich gremiów, stowarzyszeń, aktywistycznych grup.
– do chaosu i niekompetencji w zarządzaniu kulturą
– do serwilizmu, poddaństwa, braku partnerstwa, działania w duchu “łubudubu, niech żyję nam”, która karmi urzędniczy narcyzm
– do nierówności w traktowaniu, zgadzaniu się na niekonsekwencje i do konformizmu
– do posługiwaniem się językiem erystycznych chwytów, odwracania kota ogonem, kpiny z uczciwości intelektualnej i etycznej
– do ignorowania istotnego głosu społecznego środowiska, dociekliwość nazywacie “komisją śledczą”, a próbę zmian – niepotrzebnym awanturnictwem. Do ignorowania i nieszanowania tego co przez lata strona społeczna wypracowała (byliście zresztą do tego zaproszeni ale zamiast przyjąć zaproszenie i uczestniczyć w dialogu, woleliście swoje sprawy załatwiać pod stołem, sami)
Rozumiem, że lepiej jest żyć w komforcie a wielu z Was to artyści, którym potrzebny spokój. Szkoda tylko, że nie widzicie, że przyzwolenie powoduje, że wielu innych artystów takiego komfortu nie ma. Że tłuka głową w mur a w konsekwencji rezygnują i wyjeżdżają z miasta.
Rozumiem, że trudno narazić wieloletnie obejmowane stanowiska i wypracowane status quo i narazić na zignorowanie swojego dorobku artystycznego czy zarządczego ale nie chcecie dopuścić świadomości, ze wielu z takim zanegowaniem się spotkało, do tego stopnia, że problemem dla urzędników i Prezydenta było w dniu śmierci opowiadanie o dorobku pewnego zmarłego wybitnego artysty z Wrocławia
Rozumiem, że lepiej odwracać głowę i nie widzieć nieprawidłowości, symbolicznej przemocy, upartego ignorowania albo krzywdzenia tych co są aktywni i chcieliby coś zmienić, żeby było lepiej. Szkoda bo to właśnie Wy i wasz wpływ, słowo, rada, mogłaby pomóc w uzdrowieniu sytuacji. Nigdy nas natomiast nie pytaliście i nie byliście zainteresowanie o co w ogóle nam chodzi, nie dostrzegacie więc, że osób upominających się o zasady w zarządzaniu kulturą jest więcej. Więcej niż Wam i władzy się wydaje.
Rozumiem, że nie widzicie tego, albo nie chcecie widzieć, albo nie chcecie o tym wiedzieć. Taki jest Wasz wybór.
Ale bardzo chciałbym, żebyście wiedzieli jedno, drodzy Fabrykanci Przyzwolenia:
jeśli kiedykolwiek, z jakiegoś powodu, staniecie się outsiderami, zmieni się władza albo dotychczasowa spojrzy na Was niezbyt łaskawym okiem, jeśli podwinie Wam się noga, z różnych względów obiektywnych lub najczęściej zupełnie subiektywnych przestaniecie być potrzebni, utracicie zaufanie władzy, po “krzywo” na coś spojrzycie albo powiecie słowo za dużo, zmieni się układ sił a wasze status quo runie jak domek z kart. Jeśli bez przyczyny albo co gorsze za podaniem przyczyn, które urągają i przyzwoitości i zdrowemu rozumowi każą Wam odejść, jeśli staniecie się niepotrzebni, zbędni i staniecie na progu wyplucia Was przez ten system, na który teraz sami przyzwalacie.
Jeśli kiedykolwiek tak będzie, powinniście wiedzieć jedno –
my strona społeczna, pójdziemy, jak powiedział metaforycznie Paweł Jarodzki “z zapalonymi oponami, śrubami” i czym tam jeszcze, wszędzie, przyjdziemy i staniemy pod jakimkolwiek urzędem, tym czy innym ministerstwem, gabinetem, jakiej by nie była władzy, od lewa do prawa.
Pójdziemy i staniemy.
W Waszej obronie.